12 maja 2016

02. Trollom wąsy niepotrzebne

Hermiona nie mogła zasnąć tamtej nocy. Za bardzo się martwiła, szczególnie Harrym, ale on nie chciał rozmawiać o śmierci Syriusza oraz o tym, co wydarzyło się w Sali Przepowiedni. Skupiał się jedynie na swojej chorej teorii, jakoby Malfoy został śmierciożercą, i trzymał się jej bardzo mocno. Hermiona nagle pomyślała, że jeśli pomaga mu to uporać się z utratą ojca chrzestnego i nie zadręcza się ─ choć na pewno to robił ─ niech sobie wierzy w Malfoya-śmierciożercę.
Jej samej trudno było podejść do tego poważnie. Voldemort z pewnością nie potrzebował w swoich szeregach rozchwianego emocjonalnie szesnastolatka, wiązałoby się z tym za duże ryzyko. Zresztą, sam Ślizgon wydawał jej się ostatnią osobą, która mogłaby chcieć wypalić sobie na przedramieniu Mroczny Znak ─ był pyszałkiem, ale przy tym strasznym tchórzem, zasłaniającym się koneksjami ojca. 
Z drugiej strony, Lucjusz na pewno marzył, aby jego pierworodny dołączył do Czarnego Pana. A Bellatrix pękałaby z dumy, mając takiego siostrzeńca! Mogłaby nauczyć go wszystkich okropności, które czaiły się w jej głowie, ba, może uczyniłaby z niego swojego podopiecznego, który w krótkim czasie przemieniłby się w bezwzględnego mordercę?
Hermiona westchnęła i ułożyła się wygodniej na poduszce. Liścik, który otrzymała w pociągu, też nie dawał jej spokoju i cały czas próbowała dopasować go do jakiejś osoby. Przez krótki moment myślała o Malfoyu, wszak kiedyś wydawało jej się, że są blisko, ale czy zdolny był przyznać się do wszystkich błędów, zwłaszcza po tylu latach, gdy bez mrugnięcia okiem wyzywał ją od szlam? Wierzyła, że ludzie czasem się zmieniają, acz w tym wypadku musiałaby przekonać się o tych zmianach na własnej skórze, aby móc w nie uwierzyć.
Może Ronald? Ostatnio zachowywał się naprawdę dziwnie. Podczas wakacji w Norze Hermiona odnosiła wrażenie, że Ron patrzy na nią, gdy tego nie widzi. Stał się również znacznie milszy i przestał docinać jej na każdym kroku. Szczerze mówiąc, miała nadzieję, że wszystko szybko wróci do normalności, ponieważ ten nowy Ron ją denerwował. To znaczy, stary też, ale w trochę inny sposób. Jednak pismo na karteczce było zbyt ładne i proste, by mogło wyjść spod pióra Weasleya, więc...
Czy możliwym było, by miała cichego adoratora? Musiałby to być ktoś, kogo dobrze ─ albo długo ─ znała. Kolegów z Gryffindoru bardzo lubiła, ale nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, że któregoś mogłaby polubić. Co więcej, żaden z nich raczej nie bawiłby się w liściki ─ Dean Thomas na przykład wprost zapytał Ginny, czy chciałaby się z nim umówić, a Seamus Finnigan na pewno wybrałby bardziej efektowny sposób... Neville'a nawet nie liczyła, od dawna widziała, jak zachowuje się w obecności Luny.
Ziewnęła. Chyba uda jej się wreszcie zasnąć, zresztą nie chciała zbyt długo rozmyślać o podobnych rzeczach. Nawet jeśli faktycznie gdzieś w Hogwarcie był jakiś zainteresowany Hermioną chłopiec, musiała skupić się przede wszystkim na nauce i pomocy Harry'emu. Nie mogła przecież zawracać sobie głowy błahostkami.



Klasa eliksirów niewiele zmieniła się po tym, jak przejął ją profesor Slughorn, może stała się nieco mniej mroczna. Natomiast różnica pomiędzy Severusem a Horacym była oszałamiająca ─ Slughorn powitał uczniów dziarskim "Dzień dobry!", a jego entuzjastyczne streszczenie planu działania na nadchodzący rok sprawiło, że jego podopieczni od razu poczuli zapał do pracy.
Na szóstym roku w klasie eliksirów zjawiło się jedynie dwanaście osób ─ z Gryffindoru byli to Hermiona, Romilda Vane, Lavender Brown i Seamus Finnigan, Hanna Abbott i Zachariasz Smith z Hufflepuffu, Anthony Goldstein, Michael Corner i Padma Patil z Ravenclawu oraz Draco Malfoy, Pansy Parkinson i Teodor Nott ze Slytherinu. Wszyscy z zaciekawieniem obserwowali dwa bulgoczące kociołki, stojące na jednym ze stolików. Hermiona od razu rozpoznała obie mikstury, a że stała tuż obok amortencji, do jej nozdrzy docierał przyjemny zapach skoszonej trawy i pasty do zębów. Słyszała szepty koleżanek, które pytały siebie wzajemnie: "Co tak ładnie pachnie?", a Zachariasz Smith z obrzydzeniem zerkał do kociołka z eliksirem wielosokowym, wyglądającym jak zielonkawe błoto.
─ Moi drodzy, zapewne zastanawiacie się...
Nie skończył, ponieważ ktoś dosłownie wpadł do sali. Hermiona jęknęła zrezygnowana, widząc Harry'ego i Rona. Oczywiście, bardzo miło było ich zobaczyć, ale czy zawsze musieli robić takie zamieszanie? Romilda i Lavender zachichotały za jej plecami.
─ O, Harry! Czy mogę ci jakoś pomóc? ─ Slughorn rozpromienił się, przy tym zupełnie ignorując Rona.
─ Profesor McGonagall powiedziała, że mogę kontynuować eliksiry. Nie wiedziałem o tym i przez to nie mam żadnej książki albo ingrediencji, czy w takim razie...
─ Dobrze, dobrze, poszukaj sobie czegoś w szafce. Czy twój kolega również do nas dołączy?
─ Tak, nazywam się Ron Weasley i jeżeli to nie problem...
Horacy machnął jedynie ręką, dając im do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko dwóm dodatkowym uczniom. Harry i Ron ruszyli w stronę szafki ze starymi podręcznikami, a profesor odwrócił się do reszty uczniów, by kontynuować w momencie, w którym mu przerwano:
─ Zapewne zastanawiacie się, skąd i po co znalazły się tu te wspaniałe mikstury? Wytrawny twórca eliksirów, jak również niewyspecjalizowany w nich czarodziej, powinien na pierwszy rzut oka ocenić, z czym ma do czynienia. Czy ktoś może mi powiedzieć ─ podszedł do stojącego najbliżej Hermiony kociołka ─ co mamy tutaj? 
─ To amortencja ─ odpowiedziała natychmiast Hermiona, nie pozwalając nikomu choćby na podniesienie ręki. ─ Najsilniejszy eliksir miłosny na świecie. Możemy rozpoznać go dzięki spiralnym obłoczkom dymu, a każdy wyczuwa w oparach najprzyjemniejszy dla siebie zapach. 
Slughorn uśmiechnął się promiennie, a Hermiona odwzajemniła ten uśmiech. Mężczyzna nagle zrobił dziwną minę, po czym zwrócił się do Harry'ego:
─ Niech zgadnę, to jest wspomniana przez ciebie najlepsza uczennica i twoja przyjaciółka? ─ Gdy Potter pokiwał głową, Hermiona oblała się rumieńcem, a Slughorn zrobił dwa kroki w bok, by podejść do kolejnego eliksiru. ─ A tu mamy?...
─ Eliksir wielosokowy. ─ Hermiona ponownie była pierwsza. Za jej plecami dało się słyszeć rozbawione podszeptywania, ale dawno nauczyła ignorować się podobne zachowania. ─ Dzięki niemu możemy przybrać dowolną ludzką postać.
Machinalnie zerknęła na swoich przyjaciół, którzy uśmiechali się pod nosami, ale nie patrzyli na nikogo. Nie mogli nie pomyśleć o incydencie z drugiej klasy, który wtedy wydawał im się bardzo poważną misją szpiegowską, a dziś wywoływał poczucie dumy, że w wieku dwunastu lat udało im się ─ a właściwie Hermionie ─ nie tylko uwarzyć jeden z najbardziej skomplikowanych eliksirów, ale przede wszystkim wyjaśnić sekret Komnaty Tajemnic.
─ Zapewne wiesz również, co znajduje się tutaj? ─ Po tych słowach wskazał na maleńką fiolkę z jasnym, złotawym płynem.
─ Felix felicis ─ wyszeptała, a jej źrenice nieznacznie się rozszerzyły. ─ Płynne szczęście.
Po klasie przeszedł szmer ekscytacji, a uczniowie zbliżyli się do stolika, aby lepiej widzieć. Dotychczas Hermiona tylko czytała o tym interesującym eliksirze i zawsze wyobrażała sobie, jakby to było móc go wypróbować. Oczywiście nie przed egzaminami, ale tak po prostu, aby przeżyć choć jeden cudowny dzień.
─ Istotnie. ─ Horacy kiwnął głową i sięgnął po fiolkę, by następnie unieść ją nieco wyżej. ─ Jeden łyk Felixa sprawia, że życie zaczyna nam sprzyjać. Oczywiście, zażywanie go podczas różnorakich konkursów czy egzaminów jest prawnie zakazane... ale w innych wypadkach, można powiedzieć, wskazane. Z umiarem, rzecz jasna, przedawkowanie tej mikstury może wywołać naprawdę nieprzyjemne skutki uboczne, w najlepszym przypadku silne halucynacje... ─ Uśmiechnął się rozmarzony, obserwując promyk słońca, który odbijał się od szklanego naczynia. 
─ Tak czy owak ─ kontynuował po chwili zamyślenia ─ dziś możecie go zdobyć. Otwórzcie podręczniki na stronie siódmej, znajdziecie tam przepis na wywar Żywej Śmierci. Kto uwarzy najlepszy, dostanie Felixa. Macie na to półtorej godziny. Życzę wam powodzenia.
Wśród uczniów zapanował harmider. Wszyscy zaczęli wyjmować podręczniki, rozpalać pod kociołkami i jak najszybciej zabierali się za pracę. Michael Corner z pośpiechu zaciął się nożykiem w palec, a Pansy Parkinson dwa razy upuściła różdżkę na podłogę. W klasie eliksirów nigdy nie panowała podobna atmosfera, zazwyczaj za największą pochwałę uznawane było milczenie Snape'a, który nawet nie przyznawał punktów za poprawnie wykonane zadanie. A Slughorn już na pierwszej lekcji dał im możliwość zdobycia czegoś tak wspaniałego!
Po pół godzinie każdy już miał coś w kociołku. Hermiona ze zdumieniem obserwowała, jak Harry wyraźnie wysuwa się na prowadzenie, chociaż postępował niezgodnie z wytycznymi zawartymi w podręczniku. We wcześniejszych latach nigdy nie wykazywał szczególnych zdolności w dziedzinie eliksirów i wątpiła, by zmiana nauczyciela miała tu jakiekolwiek znaczenie... Zaczynała czuć lekką irytację, ponieważ bardzo się starała, a Harry wydawał się robić wszystko od niechcenia.
─ Draco, co ty robisz? ─ Hermiona usłyszała nagle gorączkowy szept Pansy Parkinson. ─ Tak nie można!
I choć nie należało to do najbardziej szczytnych pomysłów, Granger przesunęła się nieco w stronę trójki Ślizgonów, aby lepiej słyszeć. Jednocześnie wciąż próbowała ratować eliksir, który był raczej lawendowy niż liliowy...
─ To nie wasza sprawa. Nawet nie zauważy. ─ Malfoy wydawał się rozdrażniony tym, że przyjaciele próbują go pouczać.
─ A jeśli zauważy? ─ Tym razem był to Nott. ─ Wywalą cię, zobaczysz.
Hermiona nie zdołała dowiedzieć się, przed czym Nott i Parkinson ostrzegają Malfoya, ponieważ odwrócenie się na pewno by ją zdradziło. Nie kontynuowali też tej rozmowy, dlatego uznała, że czas maksymalnie skupić się na miksturze, która nadal nie wyglądała tak, jak opisywał to podręcznik.
─ Jak ty to robisz, Harry? ─ Spytała zdenerwowana, zaglądając do kociołka przyjaciela. Jego eliksir miał barwę liliową i połyskiwał delikatnie, zupełnie nie wyglądając jak śmiertelna trucizna.
─ Zgnieć strączki, zamiast je kroić. ─ Potter wzruszył ramionami i pochylił się nad swoim podręcznikiem. Książka była wyświechtana i pomazana, Granger dziwiła się, że w ogóle mógł cokolwiek rozczytać. ─ Tak tu jest napisane.
─ Nie będę korzystała z dopisanych porad! To śmieszne i niebezpieczne ─ syknęła, po czym przygładziła włosy i postanowiła, że choćby miała flaki sobie wypruć, uwarzy wywar zgodnie z podręcznikiem.
Co, oczywiście, jej się nie udało, ale miała przynajmniej świadomość, że nie zrobiła niczego niezgodnego z regulaminem. 



Kilkanaście godzin później, kiedy lekcje dawno się skończyły a Hermiona miała odbyć pierwszą w tym roku wartę ─ w dodatku z Malfoyem... ─ czuła ogromne zmęczenie. Nigdy po pierwszym dniu nie miała tyle zadane! Już zaczęła się bać, jak to będzie w klasie owutemowej, bo chociaż uwielbiała się uczyć oraz zdobywać wiedzę, w ciągu najbliższych dwóch dni musiała napisać trzy eseje, każdy na minimum cztery stopy długości. A przecież logicznym było, że nie mogła oddać pracy domowej wykonanej po najmniejszej linii oporu i czeka ją napisanie co najmniej piętnastu stóp tekstu!
Zanim opuściła pokój wspólny, chwilę pomagała Harry'emu i Ronaldowi w ich pracy domowej, z którą żaden z nich kompletnie sobie nie radził. Czasem zastanawiała się, czy ta niemoc wynika z ich lenistwa czy naprawdę niezdolni byli do poprawnego sklecenia kilku zdań... Nie lubiła źle o nich myśleć, ale czasem nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami, zwłaszcza gdy widziała błędy ortograficzne w ich pracach. Ktoś mógłby pomyśleć o wprowadzeniu ćwiczeń praktycznych z poprawnego pisania...
─ Dobrze, resztę napiszcie sami, bo muszę już iść, jest za pięć ósma. Jutro sprawdzę wasze wypracowania. ─ Przypięła odznakę do szaty. ─ Ron, pamiętasz, że ty też masz dziś patrol?
─ Pamiętam ─ mruknął zrezygnowany. ─ Ale dopiero za trzy godziny. I po co ja zgadzałem się na zostanie prefektem...
─ Może zapytaj Dumbledore'a, czy mógłbyś pełnić wartę za dnia? ─ zakpiła, po czym schowała różdżkę do kieszeni, pożegnała się z przyjaciółmi i opuściła pokój wspólny.
Cieszyła się, że Ronald dostał odznakę i nieco podbudował swoją pewność siebie, jednak kiedy mówił podobne głupstwa, szczerze dziwił ją wybór dyrekcji. Ron nie zawsze wykazywał się odpowiedzialnością, ale za to umiał dość konsekwentnie powstrzymywać uczniów przed rozrabianiem ─ jego wzrost nieco peszył, zwłaszcza pierwszorocznych, co w połączeniu z niewybrednym językiem dawało lepsze efekty, niż surowe kazania Hermiony.
Gdy doszła na trzecie piętro, skąd ona i Malfoy mieli rozpocząć obchód, zegar zaczął wybijać dwudziestą.
─ Cześć, Granger.
Ale to nie był Draco. Na parapecie siedział Teodor Nott, a do piersi miał przypiętą odznakę należącą do Malfoya. Hermiona zmarszczyła brwi, zupełnie nie wiedząc, co się dzieje. Mimo wszystko trochę odetchnęła, ponieważ Nott nigdy nie zachowywał się wobec niej nieprzyjemnie, a z chłodną uprzejmością, która ani trochę jej nie przeszkadzała.
Obawiała się jednak, że po wydarzeniach w ministerstwie jego podejście może się zmienić. Nie oceniała go przez pryzmat występków jego ojca, ale to nie zmieniało faktu, że Nott senior był tamtej nocy w Departamencie Tajemnic i jego syn może mieć za złe osobom, które przyczyniły się do porażki śmierciożerców.
─ Cześć, ale... co ty tu robisz? 
─ Draco zaniemógł, a że ja byłem następny w kolejce, w razie gdyby w zeszłym roku nie zgodził się przyjąć odznaki, dziś go zastępuję. ─ Wzruszył ramionami, zeskakując na ziemię. Strzepnął niewidzialny pyłek z szaty i spojrzał na Hermionę. ─ Idziemy?
─ Tak, chodźmy. ─ Kiwnęła głową i wspólnie ruszyli w głąb korytarza.
Nie wiedziała, że to Nott był drugi po Malfoyu, chociaż przed rokiem pewna była, że to właśnie Teodor zostanie prefektem. Ją McGonagall poinformowała, że w razie co Hermionę zastąpi Parvati Patil, ale nie doszło do żadnej kryzysowej sytuacji. Ciekawe, co stało się Malfoyowi i ile potrwa to zastępstwo?
─ Niezły ten Slughorn, co? Potter wypił już całego Felixa? ─ zagaił Teodor, uśmiechając się kątem ust, a w jego ciemnobrązowych oczach odbił się płomień z przytwierdzonych do ścian pochodni. 
Chociaż od zawsze był bardzo chudy i żylasty, w jego rysach było coś, co nie pozwalało nazwać go brzydkim, aczkolwiek z drugiej strony nie był tak przystojny, jak chociażby Cormac McLaggen. Jego uroda raczej przyciągała uwagę, niż oszałamiała, w szczególności wydatne kości policzkowe i grube, ciemne brwi. Pewnym było, że gdyby częściej pojawiał się w towarzystwie Draco i Blaise'a, szybko znalazłby adoratorki, a tymczasem Granger widywała go zazwyczaj w bibliotece, pochylonego nad książką. Nie żeby uważała to za coś złego.
─ Interesujący, to prawda ─ odparła, ignorując pytanie o Harry'ego. ─ Ciekawi mnie, co będzie na następnych lekcjach, skoro dziś podarował nam tak fascynujący eliksir. 
─ Wiesz, z tobą Potter na pewno się podzieli, w końcu się przyjaźnicie. 
─ Nie sądzę i nawet nie oczekuję, że to zrobi. Jemu bardziej się przyda.
─ Nie wierzę, że nie chciałabyś spróbować. Ja bym podzielił go na porcje, a później zażył w jakimś ciekawym miejscu. Tutaj, w szkole, i bez tego zbyt wiele się dzieje ─ sarknął, patrząc znacząco na Hermionę.
Granger uśmiechnęła się mimowolnie, ponieważ nie mogła się z nim nie zgodzić. Jednocześnie ta wymiana zdań wydała jej się podejrzanie niewinna, chociaż może była przewrażliwiona? Sądziła, że Nott zacznie grozić, że zemści się za krótki pobyt ojca w Azkabanie, a on tak po prostu gawędził z nią o Slughornie!
Podczas kolejnych kilkudziesięciu minut nie padło ani jedno słowo, sugerujące, że Teodor ma jakiekolwiek złe zamiary. Nie rozmawiali wprawdzie bez przerwy, ale cisza nie wprawiała w zakłopotanie, ot, żadne z nich nie czuło potrzeby ciągłego mówienia. Nott trochę opowiadał o swoich wakacjach, które spędził w Maroku, przez co Hermiona poczuła lekkie ukłucie zazdrości, ponieważ poznał wielu interesujących czarodziejów. 
W międzyczasie musieli przegonić Irytka z klasy transmutacji, którą poltergeist zdążył porządnie zdemolować, i zrobić w niej porządek. Nott zajął się przepędzeniem ducha, a Hermiona uprzątnięciem rozsypanych papierów oraz oblanych atramentem krzeseł, co w sumie poszło im dość sprawnie, nawet uwzględniając fakt, że Irytek długo opierał się zaklęciom Teodora.
─ Szkoda, że nie załapałem się na zajęcia u Pottera ─ stwierdził nagle Nott. ─ Umbridge była chyba najgorszym nauczycielem, jakiego mieliśmy, a przecież uczył nas ten kretyn Lockhart.
─ Żartujesz sobie? ─ Hermiona wybałuszyła oczy na Ślizgona.
─ Z czym? Że Lockhart był kretynem? Nie, ale podejrzewam, że ty uważałaś go za geniusza...
─ Wcale nie! ─ Hermiona zarumieniła się. ─ Naprawdę chciałeś być w GD?
─ Może o tym nie marzyłem, ale obiło mi się o uszy, że nieźle sobie tam radzicie. Ale podejrzewam, że jako Ślizgon nie byłbym tam mile widziany. To głupie, prawda?
Hermiona pokiwała gwałtownie głową i nagle poczuła ogromną sympatię do Teodora. Ona również uważała, że walka pomiędzy domami nie prowadziła do niczego i nie miała nic wspólnego ze zdrową rywalizacją, szczególnie ta między Gryffindorem a Slytherinem. Czasem wydawało jej się, że chodzi tylko o upokorzenie jak największej liczby uczniów wrogiego domu...
Nie zdążyli wymienić się uwagami odnośnie bezsensowności wojny domowej czy chociażby porozmawiać o GD, bo zza rogu korytarza na siódmym piętrze wyleciał oburzony Prawie Bezgłowy Nick.
─ O tej porze! Takie młode! ─ Zatrząsł się tak, że głowa lekko mu się przekrzywiła na ogromnej kryzie. 
─ Sir Nicholasie, co się stało? ─ zapytała Hermiona podniesionym głosem, zwracając tym samym uwagę ducha.
─ Prefekci, w samą porę! Tuż za rogiem, dosłownie przed sekundą, jakieś dwie małe dziewczynki dorysowywały wąsy trollom na gobelinie Barnabasza Bzika! Uciekły, może zdążycie je złapać!
Po tych słowach odleciał, mrucząc coś o dyscyplinie w czasach, kiedy on uczęszczał do Hogwartu. Teodor i Hermiona wymienili spojrzenia, po czym oboje pobiegli w tamtą stronę, wyciągając różdżki.
─ Ty poszukaj dziewczynek, mnie mogą się przestraszyć. Ja poczekam tutaj, w razie gdyby... ─ urwał, a na jego twarzy pojawił się cień zrozumienia. ─ W razie gdyby zjawił się tu ktoś jeszcze.
Hermiona patrzyła na niego przez chwilę, po czym odeszła, aby spróbować odnaleźć niesforne uczennice. Odniosła wrażenie, że nie tylko ona zdawała sobie sprawę, że znajdowali się tuż pod Pokojem Życzeń.


Cześć wszystkim!
Nie umiem tytułować rozdziałów, ale skoro już zaczęłam, nie mam chyba wyboru. :D
Chciałabym również przeprosić za sytuację, która miała miejsce w komentarzach pod poprzednim rozdziałem ─ zareagowałam zdecydowanie zbyt gwałtownie i teraz zwyczajnie mi wstyd, a nie tłumaczy mnie nawet fakt, że tamten dzień był dla mnie wyjątkowo parszywy.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, pozdrawiam i do następnego!