Pierwszego września Wielka Sala w Hogwarcie zazwyczaj wyglądała wspaniale, poczynając na zaczarowanym sklepieniu oddającym pogodę na zewnątrz, wielkim proporcu z godłem szkoły wiszącym za stołem nauczycielskim, a na lewitujących świecach i suto zastawionych stołach kończąc. Nikt tego dnia nie odczuwał, że czeka go pełen nauki rok, wszyscy skupiali się na jak najszybszym porozmawianiu z dawno niewidzianymi znajomymi albo dyskutowaniu o potencjalnych kandydatach na stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią. Nawet woźny, Argus Filch, zdawał się być podczas uczty mniej rozeźlony, tulił do siebie Panią Norris i zerkał ukradkiem na panią Pince, bibliotekarkę, w której ─ według krążących po szkole plotek ─ od dawna się podkochiwał.
W tym roku coś się jednak zmieniło. Nie w dekoracjach, lecz w atmosferze ─ z racji wydarzeń mających miejsce przed paroma tygodniami uczniowie nie zachowywali się tak radośnie, a kadra profesorska tajemniczo szeptała między sobą. Ucieczka śmierciożerców z Azkabanu i oficjalnie potwierdzony przez ministerstwo powrót Lorda Voldemorta sprawiły, że nie mówiono o niczym innym, a tu i ówdzie migały wycięte z Proroka Codziennego portrety najbardziej poszukiwanych przestępców. Niektórzy uczniowie, szczególnie ci zasiadający przy stole domu Slytherina, usilnie próbowali nie dać się sprowokować, gdyż wiele z podanych w gazecie nazwisk świadczyło o ich bliższym lub dalszym pokrewieństwie z poszukiwanymi. Już w pociągu doszło do kilku sprzeczek na tym tle, na szczęście nie mających finału w pojedynkach na zaklęcia.
W dosyć niekomfortowej sytuacji znalazł się szczególnie Teodor Nott ─ nazwisko jego ojca figurowało na liście gończym i choć sam Teodor nie należał do osób zawsze będących na świeczniku, tak teraz nie mógł opędzić się od irytujących uwag oraz docinków. Widać było po nim, że rola chwilowej gwiazdy szkolnych plotek zupełnie mu nie odpowiadała, gdyż przywykł do pozostawania w cieniu i obserwowania wszystkiego z oddali. Poza tym, tak jak Draco, również został tego lata zaprzysiężony na śmierciożercę i też tylko dlatego, że jego ojciec zawiódł.
Natomiast Blaise Zabini wydawał się bardzo rozbawiony całą sytuacją i próbował ściągnąć uwagę również na siebie, co nie do końca mu wychodziło. Wszyscy Ślizgoni wiedzieli, że wychowała go jedynie matka, którą wprawdzie można było posądzać o przyczynienie się do tajemniczych zgonów trzech swoich ─ nie zapominajmy, że zamożnych ─ małżonków, ale nie o czynne działanie w szeregach Czarnego Pana podczas pierwszej wojny. Toteż chłopak mówił jeszcze głośniej niż zwykle i snuł historie o podejrzeniach odnośnie prawdziwego zawodu swojego zmarłego ojca, byłego delegata Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Również obaj chcieli wiedzieć, o czym Draco tak właściwie mówił w pociągu. Od opuszczenia bezkonnych pojazdów nie odezwał się ani słowem, z brodą wspartą na dłoni leniwie grzebał w puree ziemniaczanym, a plaster pieczeni wieprzowej przestał smakowicie parować jakieś pięć minut temu. Ich dociekliwość zaczynała chłopaka irytować, ponieważ pewien był, iż żaden z nich nie będzie w stanie zrozumieć, jaki chaos panował w jego głowie. Zresztą ─ czy któryś z nich naprawdę sądził, że poruszy jakikolwiek ważny temat przy stole pełnym plotkarzy? Siedział między swoimi dwoma najlepszymi kumplami i miał wielką ochotę wsadzić ich głowy w sałatkę.
Nie mieli o niczym pojęcia. Draco świadomy był, że został mu najwyżej rok życia, o ile Czarny Pan nie wpadnie w szał, jeśli misja przebiegać będzie zbyt wolno i nie zabije go szybciej. Zadanie, jakie przed nim postawiono było niewykonalne nie tylko dla szesnastolatka, ale dla kogokolwiek, kto odważyłby się stawić temu czoło. Zaś kroki, które dotychczas podjął, mogły jedynie przedłużyć mu życie i nie łudził się na nic więcej.
A lewe przedramię cały czas go piekło.
─ A tak poza tym ─ wtrącił Zabini, korzystając z okazji, że Ted odpuścił, aby napić się soku ─ dlaczego zostałeś w pociągu?
─ O, dobre pytanie. ─ Nott z impetem odstawił szklankę i odwrócił się w stronę Draco, aby lepiej słyszeć.
─ Och, to... Potter nas podsłuchiwał, więc dałem mu nauczkę.
Jak na komendę wszyscy trzej spojrzeli w stronę stołu Gryfonów, a konkretniej na Harry'ego, nadal mającego ślady krwi na twarzy. Najwidoczniej nie wdawał się w zbędne szczegóły odnośnie przyczyn swojego stanu, lecz to i tak mało Malfoya obchodziło. Nie był pewien, co dokładnie Potter podsłuchał i czy mógłby skojarzyć fakty jednoznacznie, ale... Granger na pewno nie będzie miała z tym problemu. Jeżeli domyśli się, co zaszło w wakacje i kim stał się Draco, powodzenie planu stanie pod jeszcze większym znakiem zapytania.
─ Podejrzewałem, że masz z tym coś wspólnego ─ rzekł Teodor z nutą niezadowolenia w głosie, na co Draco zareagował uniesieniem brwi. ─ No co? Jeżeli nie chcesz NAM powiedzieć, co się dzieje, nie skupiaj na sobie niepotrzebnej uwagi Dumbledore'a. Wiesz, że zrobi wszystko dla swojego kochanego Pottusia, a na pewno będzie chciał wiedzieć, co mu się stało.
─ Przestań, Ted. ─ Zabini otarł usta serwetką, zmiął ją i rzucił na talerz. ─ Potter uwielbia zgrywać bohatera i na pewno nie piśnie ani słówkiem o tym, co się wydarzyło. Co nie, Draco?
Ale Draco przestał ich słuchać. Nie zamierzał korzystać z tych jakże przydatnych rad, sam doskonale wiedział, co powinien robić i jak się zachowywać. Wystarczało mu już, że matka zaczęła histeryzować i cały czas szukała sposobu na uchronienie swojego pierworodnego przed najgorszym. Z drugiej strony tego korowodu paranoików stała ciotka Bellatriks, tak dumna z siostrzeńca, że cały czas snuła długie wywody o tym, co zyska, jeżeli misja się powiedzie. Żadna z nich oczywiście nie wiedziała, jakie zadanie zostało postawione przed ich najmłodszym krewnym, a mimo to obie zachowywały się jak doskonale poinformowane, próbując dawać mu miliony porad.
Ojciec natomiast milczał i to dręczyło Malfoya bardziej niż rozpaczliwość matki oraz nadmierna ekscytacja ciotki. Porażka w ministerstwie nie była pozbawiona konsekwencji, każdy, kto brał udział w tamtej misji został odpowiednio ukarany. Yaxley nadal miał problemy z poruszaniem się, klątwa Cruciatus o mało co go nie zabiła; w przypadku Dołohowa, wypadek w Sali Czasu wciąż dawał o sobie znać ─ śmierciożercy zdarzało się jeszcze gaworzyć po dziecięcemu. Ojciec Notta odniósł zdecydowanie najmniejszą porażkę, gdyż jego jedynymi obrażeniami okazały się te po upadku regałów w Sali Przepowiedni, z pasowania Teodora na śmierciożercę był bardzo dumny. A Lucjusz... Lucjusz pokornie musiał obserwować, jak jego jedyny syn dąży ku nieodwracalnej zagładzie.
Z zamyślenia wyrwał go donośny głos dyrektora. Mężczyzna właśnie wstał, aby dodać coś jeszcze przed końcem uczty, ale Draco nie umiał na niego spojrzeć. Może to głupie, ale czuł, że Dumbledore w mig wyczytałby wszystko, gdyby ich oczy się spotkały. Czy Czarny Pan wiedziałby, gdyby dyrektor zdawał sobie sprawę z wydanego na niego wyroku? Teoretycznie chęć Voldemorta na pozbycie się najpotężniejszego rywala wydawała się oczywista dla każdego czarodzieja, ale między tym a konkretnie wyznaczonym do zabójstwa śmierciożercą była jednak różnica.
─ ... dlatego jeszcze raz proszę was, moi mili, abyście zrozumieli konieczność podjętych środków bezpieczeństwa. Przy tym chcę też was uczulić, abyście informowali opiekuna domu o jakichkolwiek dziwnych czy podejrzanych zjawiskach, jeżeli natraficie na takowe w Hogwarcie. ─ Albus omiótł bystrym spojrzeniem wszystkie stoły.
Draco uśmiechnął się pod nosem. Ten starzec naprawdę sądził, że uda mu się wiecznie wszystkich ochraniać? Prędzej czy później śmierciożercy przebiją się przez barierę, a co więcej... On, Malfoy, miał zamiar im w tym pomóc.
─ Nie będę ukrywał, że nastały mroczne czasy i im szybciej będziemy reagować, tym prędzej uda nam się uporać z niebezpieczeństwem. W Hogwarcie możecie czuć się bezpieczni tak długo, jak nie pozwolicie złu wedrzeć się do waszych umysłów. To naprawdę ważne, abyście sami umieli wybrać, co jest dobre, a co nie, i koniecznie miejcie swoich przyjaciół blisko siebie. Ale teraz nie myślmy o tym, co przykre, po takiej uczcie wszyscy zasługujemy na spokojny, głęboki sen. Dobrej nocy!
Blaise, Teodor i Draco odczekali chwilę, aż większość uczniów opuści Wielką Salę. Kiedy wreszcie i oni wyszli, kierując się do lochów, prawie nie rozmawiali ─ Nott nadal wydawał się jakiś rozeźlony i, podobnie jak Malfoy, pogrążył się we własnych myślach. Zabini natomiast widząc, że nikt go nie słucha, mruknął coś i przyśpieszył kroku, wiedząc, że w pokoju wspólnym szybciej znajdzie grono słuchaczy.
Gdy Blaise oddalił się na tyle, że w pustym korytarzu zostali jedynie Draco i Ted, ten drugi spojrzał na przyjaciela, po czym zaszedł mu drogę. Malfoy cofnął się o krok, nie mogąc ukryć zaskoczenia.
─ Co? ─ spytał, starając się, aby jego głos nie brzmiał zbyt nieuprzejmie.
Jakkolwiek Zabini był mu bliski jako kumpel, tak Notta mógł określić mianem prawdziwego przyjaciela. On jeden zdawał się rozumieć, jak to jest być synem śmierciożercy, jakie obowiązki i nieprzyjemne sytuacje się z tym wiążą. Zwłaszcza że Ted nie należał do Ślizgonów złośliwych i mściwych, a chociaż został wychowywany w przeświadczeniu, że liczy się tylko czysta krew, nigdy nie użył słowa "szlama". Czasem miał przez to kłopoty ze strony innych uczniów, ale był człowiekiem tak opanowanym, że nigdy nie dawał się sprowokować.
─ Draco, obaj w tym siedzimy i wiesz o co mi chodzi. Widzę, że jesteś przerażony, nie oczekuję, że zaczniesz mi się zwierzać, ale chociaż przede mną przestań udawać, że wszystko jest w porządku. Zabini też nie chce źle, chociaż rozumiem, dlaczego przy nim wolisz trzymać gębę na kłódkę...
─ Właśnie nie rozumiesz ─ przerwał mu Draco, unosząc dłoń w uciszającym geście. ─ Naprawdę chciałbym ci wszystko wyjaśnić, ale po prostu nie mogę.
─ Nie możesz czy nie chcesz? ─ spytał chłodno Nott, krzyżując ręce na torsie.
─ O tym właśnie mówię ─ syknął, powoli tracąc cierpliwość. ─ Zawsze opowiadałem ci o wszystkim i byłeś zadowolony, raz pojawia się sytuacja, o której nikt nie powinien wiedzieć, nawet ty, i już przechodzisz w swój obrażony ton. A teraz, z łaski swojej, daj mi przejść.
Nott odsunął się, pozwalając, by Draco go wyminął. Nie powiedział nic, ale gdy pół godziny później nadal nie pojawił się w pokoju wspólnym, Malfoy poczuł dziwne uczucie zaniepokojenia. Nie o samego Teodora, raczej o ich przyjaźń. Ta sprzeczka nie była poważna, ale co jeżeli kolejne będą coraz gorsze, aż w końcu zupełnie przestaną ze sobą rozmawiać, chcąc uniknąć kłótni?
─ Hermiono?
Tamto popołudnie było naprawdę piękne. Kierujące się ku zachodowi słońce odbijało się w tafli jeziora, nad którym dopiero co Ślizgon odnalazł Gryfonkę. Parvati Patil rozpowiadała wszem i wobec, jak ten głupi Weasley odnosił się do Hermiony podczas i po lekcji zaklęć, na co dziewczynka zareagowała może zbyt płaczliwie, ale z drugiej strony Draco jej się nie dziwił. Kiedy nie zastał jej w łazience dziewcząt ─ trzy razy sprawdzał, aż nie wygonił go Filch ─ postanowił jej poszukać. Koledzy z domu oczywiście o niczym nie wiedzieli, wmówił im, że musi wysłać sowę do ojca...
Powoli zaczynało go męczyć takie ukrywanie się, ale oboje wiedzieli, że to było konieczne. Gryfoni i Ślizgoni od lat walczyli ze sobą niemal na każdym polu, a gdyby dowiedzieli się o zakazanej przyjaźni pomiędzy Granger i Malfoyem, na pewno łatwo by im nie odpuścili. Zwłaszcza ze ona kumplowała się z Potterem, a to był dodatkowy powód, aby jej nie znosić.
Draco jednak nie miał zamiaru tak łatwo się poddać. Odkąd poznali się w pociągu nawiązała się między nimi nić sympatii, nawet tak bardzo nie przeszkadzał mu fakt, że jest czarownicą półkrwi...
─ Zostaw mnie. Pewnie też uważasz, że jestem przemądrzała i nieznośna... ─ mruknęła, pociągając głośno nosem. Wyglądała naprawdę żałośnie, siedziała skulona na trawie i wyrywała źdźbła, które następnie puszczała na wiatr, najwyraźniej próbując się w ten sposób uspokoić.
Draco usiadł obok niej i podał Gryfonce chustkę, na której srebrną nicią wyszyto inicjały "D.L.M.". Wzięła ją, wytarła nos i schowała do kieszeni, czemu chłopiec nie zaprotestował. Miał takich chustek mnóstwo, poza tym uznał to za swego rodzaju dowód ich przyjaźni.
Zasmarkaną chusteczkę, a jakże.
─ Nie, wcale tak nie uważam. Mój tata zawsze powtarzał, że my, utalentowani albo wysoko postawieni czarodzieje, tylko z pozoru mamy łatwo. Wszyscy nam zazdroszczą, a tobie już na pewno Weasley zazdrości umiejętności. Sam jest nic niewartym szczurem, zdrajcą krwi i...
─ Przestań tak o nim mówić. To mój kolega, tak samo, jak i ty.
Draco prychnął.
─ Ja nigdy bym nie powiedział niczego, co mogłoby cię zranić.
To wspomnienie pojawiło się w jego głowie jak błysk, pozbawiając go resztek dobrego humoru. Pożegnał się z Zabinim i poszedł do dormitorium, czując się okropnie.
Był zwykłym hipokrytą.
***
Cześć!
Bardzo mi miło, że prolog spodobał się tylu osobom, a ja spotkałam tu kilka znajomych twarzy. :D Wiem, że ten rozdział jest dość krótki, ale obiecuję, że to się poprawi. Będę wdzięczna za wszystkie komentarze, a jeżeli znajdziecie jakieś błędy czy niedociągnięcie, poinformujcie mnie koniecznie!
„Ich dociekliwość zaczynała chłopaka irytować, ponieważ pewien był, iż żaden z nich nie będzie w stanie zrozumieć, jaki chaos panował w jego głowie. Zresztą ─ czy któryś z nich naprawdę sądził, iż poruszy jakikolwiek ważny temat przy stole pełnym plotkarzy?” – powtórzenie „iż” się wkradło.
OdpowiedzUsuń„Jak na komendę wszyscy trzej spojrzeli w stronę stołu Gryfonów, a konkretniej na Harry'ego, nadal mającego ślady krwi na twarzy.” – Z takiej odległości byli w stanie to zauważyć?
„Nie był pewien, co dokładnie Potter podsłuchał, był zbyt głupi, aby skojarzyć fakty jednoznacznie, ale... Granger już głupia nie była.” – Trzy raz powtarzasz „być”.
„Porażka w ministerstwie nie była pozbawiona konsekwencji, każdy, kto brał udział w tamtej misji został odpowiednio ukarany.” – Po „misji” przecinek.
„Ojciec Notta odniósł zdecydowanie najmniejszą porażkę, gdyż jego jedynymi obrażeniami były te po upadku regałów w Sali Przepowiedni, z pasowania Teodora na śmierciożercę był bardzo dumny.” – Być być.
„To naprawdę ważne, abyście sami umieli wybrać, co jest dobre, a co nie i koniecznie miejcie swoich przyjaciół blisko siebie.” – Po „nie” przecinek.
„Odkąd poznali się w pociągu nawiązała się między nimi nić sympatii, nawet tak bardzo nie przeszkadzał mu fakt, że jest czarownicą półkrwi...” – Półkrwii? Coś zmieniłaś w kanonie?
No, tylko tyle błędów znalazłam. Też siedzę w fandomie Pottera, ale fakt, już dawno nie czytałam żadnego ff. :D Ale będę to robić! Masz naprawdę wyrobiony styl, piszesz prawie bezbłędnie i wnikliwie analizujesz uczucia bohaterów. Lubię pairing Hermiony i Dracze, choć przyznam, że ciężko go poprowadzić, bo w kanonie raczej było im nie podłodze. :P Mam nadzieję, że w przyszłych rozdziałach wyjaśnisz, jak to dokładnie zaplanowałaś z tym ukrywaniem się i zapoznaniem, bowiem w Kamieniu Filozoficznym pierwsze wrażenie Malfoya było bucowate, nie jestem pewna, czy Hermiona by na to poleciała. Jestem wręcz pewna, że nie. W ogóle te opisy są takie klimatyczne, gratuluję. Czasami nadużywasz zaimków, ale to da się wyeliminować.
No i warto byłoby też pociągnąć wątek przyjaźni z Blaisem i Nottem, w kanonie Draco nie był z nikim w zażyłej relacji, a tutaj widzę nadałaś mu bardziej ludzkie oblicze. Skąd taki pomysł na niego? Fakt… w sumie trudno byłoby nim sterować, gdyby bił chłodem jak w oryginale. Ale pytam, bo dla mnie kanon to najważniejszy punkt odniesienia. :)
Gdzie się nauczyłaś tak dobrze pisać? Masz już jakieś ff na koncie?
Dzięki, że wpadłaś na mojego bloga, to bardzo motywujące i też zostaję Twoją czytelniczką. Pozdrówki!
PS NUSZ W BŻUHU! XD
"po drodze" oczywiście* xd
UsuńBłędy poprawię jak tylko dorwę się do lapka, w ogóle dzięki za ich wyłapanie - czytałam rozdział dwa razy, a i tak mi umknęły. :<
UsuńCo do Hermiony jako czarownicy półkrwi, to żadna zmiana nie zaszła, Granger po prostu skłamała (jest o tym w prologu, ale pamiętam, aby później to jeszcze uściślić).
Dla mnie kanon również jest ważny, dlatego jeśli mi się uda, postaram się jak najmniej go ruszać. Kwestię tajnej przyjaźni oczywiście będę stopniowo wyjaśniać, również od strony "Jakim cudem Herma mogła polubić Dracze?".
Osobiście uważam, że Draco był bardziej pozerem niż bucem, a w rzeczywistości należał do wrażliwców. Widać to w Księciu chociażby, a ja postaram się jeszcze to człowieczeństwo Malfoya uwydatnić. Blaise i Ted zostaną tu na długo, ponieważ uważam ich za niedopracowanych w kanonie, acz wdzięcznych w kreowaniu. :D
Aj, dziękuję! W sumie piszę od dzieciaka, ale z potterowskich "specjalizowałam" się w dramione.
Dzięki za komcia, ściskam i nusz w bżuh!
Cześć
OdpowiedzUsuńNa początku za nim przejdę do subiektywnej oceny treści pogratuluje Ci odwagi gdyż w moim odczuciu pisanie FF o Draco nie jest sztuką łatwą ( wiem próbowałam i nadal próbuje) Wejście w jego głowę i pisanie co mu w duszy gra bez zbytniego rozwodzenia się czy rozczulania, trzymanie cech charakteru postaci to sztuka gdyż nie wystarczy włożyć w jego usta słowa "szlama" i mamy Draco tutaj chodzi o coś więcej i mimo iż trudno mi ocenić czy Twój Draco przypomina Draco z książek to co na chwilę obecną przeczytałam mi się podoba i cieszę się że piszesz Księcia Półkrwi z jego perspektywy bo zawsze chciałam poznać relacje tej drugiej strony z czasów wojny. Mam też nadzieję że poznamy też innych uczniów Domu Węża. Acha i zgadzam się z Draco jest hipokrytą, najpierw mówi jedno a później robi drugie. Obiecał że jej nie zrani a jednak to zrobił.
To dziwny komentarz pewnie dlatego że nigdy nie umiałam ich pisać chcę tylko jeszcze zaznaczyć że podoba mi się początek. A co do błędów to w interpunkcji i stylistyce nigdy nie byłam dobra więc jeżeli nawet popełniłaś jakieś błędy to nie zwróciłam na nie uwagi a co do treści to mam jedną małą; Draco był Prefektem i czy nie powinien odprowadzić pierwszorocznych? no chyba że zostawił to na głowie Pansy. Wiem wiem czepiam się. Pozdrawiam Dominika :)
Pisanie o nim nie jest łatwe, gdyż ludzie często oceniają go przez pryzmat wrogości do Pottera, a przecież w Slytherinie jakichś kumpli mieć musiał (Rowling nawet wspominała, że z filmów wycięto sceny rozmów Draco z Nottem).
UsuńBył i w mojej historii też będzie, ale przecież byli jeszcze inni prefekci w Slytherinie. :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!
Och, Draco, mój kochany Draco.
OdpowiedzUsuńUwielbiam jego kreację w twoim wykonaniu! Naprawdę ten rozdział to solidny fundament dla jego postaci, bo pokazałaś tutaj jego obawy, ale też coś z tego dumnego, wrednego Malfoya. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ mało kto zwraca uwagę, że Malfoy nie tylko na szóstym roku w Hogwarcie wyglądał na odciętego od rzeczywistości, ale też naprawdę tak było.
Blaise zawsze kojarzył mi się z poczuciem humoru, jakąś żartobliwą nutą, więc cieszę się, że i tutaj ma taką rolę, chociaż zaskoczyłaś mnie - ale na plus - bo dla Malfoya Blaise - jest tylko kumplem, a Teoś - przyjacielem.
I jeszcze ta Granger. Oj, skoro takie wspomnienie - dowodu przyjaźni, czyli, heh, zasmarkanej chusteczki - potrafi mu zabrać resztki dobrego humoru, to pewnie będzie długa droga, aż może coś między nimi zakwitnie.
Jeszcze taka mała dygresja: prolog to czas przed rozdziałem pierwszym, czy może po?
Pozdrówki,
tak trzymaj, milksop, bardzo dobry rozdział! :)
Przy "doborze" przyjaciela dla Malfoya kierowałam się tym, komu by prędzej zaufał - towarzyskiemu Blaise'owi czy wycofanemu Teodorowi, który nie chlapnąłby przypadkiem niczego.
UsuńProlog dzieje się przed rozdziałami - pierwsza część po pokonaniu Quirella w pierwszej klasie, a druga w pociągu przed szóstym rokiem.
Bardzo ci dziękuję!
Pierwszego września Wielka Sala w Hogwarcie zazwyczaj wyglądała wspaniale, poczynając na zaczarowanym sklepieniu oddającym pogodę na zewnątrz, (...). - zaczynasz zdanie od "pierwszego września". Czyli, logicznie, pierwszy września różni się od reszty dni roku szkolnego - problem w tym, że zaczarowane sklepienie zawsze odzwierciedla pogodę na zewnątrz. Coś się sypnęło ;). W sumie mogłabym zacytować całe zdanie, bo przecież lewitujące świecie i złote talerze/półmiski z żarciem to też bardziej niż standard. Jedyną różnicą może być (acz ręki sobie nie dam uciąć, bo dawno czytałam książki) proporzec z godłem szkoły, no ale czy sam proporzec sprawia, że WS pierwszego września wygląda wspaniale i zwala nóg? Nie sądzę.
OdpowiedzUsuńNikt tego dnia nie odczuwał, że czeka go pełen nauki rok, wszyscy skupiali się na jak najszybszym porozmawianiu z dawno niewidzianymi znajomymi (...). - jeżeli "nikt" i "wszyscy", to "ich", a nie "go". No i przypominam, że przejażdżka pociągiem z Anglii do Szkocji, gdzie znajdował się Hogwart, to nie jest pięć czy dwadzieścia minut - dzieciaki mogły bez przeszkód nadrobić wakacyjne zaległości właśnie w pociągu.
Nawet woźny, Argus Filch, zdawał się być podczas uczty mniej rozeźlony, tulił do siebie Panią Norris i zerkał ukradkiem na panią Pince, bibliotekarkę, w której ─ według krążących po szkole plotek ─ od dawna się podkochiwał. - "zdawał się być" (w takim przykładzie) to rusycyzm. Po prostu "zdawał się". Nie wiedziałam też (nie przypominam sobie z kanonu), że Filch brał udział/kręcił się po WS w czasie uczty powitalnej. Gdzie siedział, stał, w jakim celu? (Wiem, że w teorii może to być stwierdzenie ogólne, ale tulenie do siebie kotki wskazuje, że nie takie ogólne, bo najwyraźniej aktualne). Skoro masz narratora (zdaje się...?) wszechwiedzącego, zarzucenie takimi informacjami by go nie przerosło i już byłoby to bardziej na miejscu niż informacja o pani Pince. (Widać panią Pomfrey pominięto, a może nie zaproszono na ucztę ;P). (No ale serio, gdzie oni siedzą? Przy stole nauczycielskim jest tylko miejsce dla nauczycieli przecież, a dawanie im osobnego stolika też mi nie pasi, bo nieco takie wredne).
(...) a kadra profesorska tajemniczo szeptała między sobą. - próbujesz budować atmosferę, tyle że "tajemniczo" nie przywodzi mi na myśl, że opowiadają na żadne poważne, związane z Voldkiem tematy. Puste słowo.
Usuńz racji wydarzeń mających miejsce przed paroma tygodniami uczniowie nie zachowywali się tak radośnie - przecinek po "tygodniami", bo domykasz wtrącenie.
potwierdzony przez ministerstwo powrót Lorda Voldemorta sprawiły, że nie mówiono o niczym innym, (...) - sorry, Winnetou, ale przed chwilą twierdziłaś, że dzieciaki plotkowały i nadrabiały po wakacjach. Bardziej interesowało ich to (serio, te informacje dzieli PÓŁ AKAPITU, jak można tak szybko zapomnieć, o czym się pisze?), kto zostanie nauczycielem OPCM, a nie Voldek i śmierciożercy.
a tu i ówdzie migały wycięte z Proroka Codziennego portrety najbardziej poszukiwanych przestępców. Niektórzy uczniowie, szczególnie ci zasiadający przy stole domu Slytherina, usilnie próbowali nie dać się sprowokować, gdyż wiele z podanych w gazecie nazwisk świadczyło o ich bliższym lub dalszym pokrewieństwie z poszukiwanymi. - jak wyżej... Naprawdę.
Również obaj chcieli wiedzieć (...). - kto, Blaise i jego domniemany tatuś? Bo na to wychodzi. Nie bój się określania podmiotów, oszczędzi ci to wtop. A to "również" brzmi tam sztywno.
Od opuszczenia bezkonnych pojazdów (...). - będę łagodna i powiem, że to dość zabawne określenie na (z perspektywy bohaterów) ciągnące się same powozy.
ponieważ pewien był - szyk daje raka.
Zresztą ─ czy któryś z nich naprawdę sądził, że poruszy jakikolwiek ważny temat przy stole pełnym plotkarzy? Siedział między swoimi dwoma najlepszymi kumplami i miał wielką ochotę wsadzić ich głowy w sałatkę. - Związek. Przyczynowo. Skutkowy. Poproszę. (Tak, zirytowali go swoim brakiem pomyślunku, ale po co mi w tym momencie wiedzieć, że siedział między nimi?). "Kumplami" w tej narracji, na miłość boską...
Draco świadomy był - szyk daje raka 2.0.
UsuńPan nie wpadnie w szał, jeśli misja przebiegać będzie zbyt wolno i nie zabije go szybciej. - po "wolno" przecinek, znów wtrącenie. Bo teraz to go zabija misja.
Nie zamierzał korzystać z tych jakże przydatnych rad, sam doskonale wiedział, co powinien robić i jak się zachowywać. - no jeszcze przed chwilą twierdził, że ma "rok życia", co by wskazywało, że chłopak jest w czarnej dupie nędzy. Chyba że pijesz do tego, że Dracze chce być podwójnym agentem...
Porażka w ministerstwie nie była pozbawiona konsekwencji, każdy, kto brał udział w tamtej misji został odpowiednio ukarany. - przecinek po "misji", wtrącenie.
Yaxley nadal miał problemy z poruszaniem się, klątwa Cruciatus o mało co go nie zabiła; w przypadku Dołohowa, wypadek w Sali Czasu wciąż dawał o sobie znać ─ śmierciożercy zdarzało się jeszcze gaworzyć po dziecięcemu. - chcesz tworzyć atmosferę. Klimat. Tu Dracze ma ciężkie tematy do przemyśleń, wyłącza się z rozmowy, duma nad ostatnim rokiem życia, a ty wyskakujesz z dziecięcym gaworzeniem. Nie tędy droga, wierz mi.
Ojciec Notta odniósł zdecydowanie najmniejszą porażkę, gdyż jego jedynymi obrażeniami okazały się te po upadku regałów w Sali Przepowiedni, z pasowania Teodora na śmierciożercę był bardzo dumny. - to Voldek chyba powinien przejść na emeryturę, bo widać nie miał pomysłu na ukaranie Notta seniora.
Lucjusz pokornie musiał obserwować, jak jego jedyny syn dąży ku nieodwracalnej zagładzie. - że niby są zagłady, które da się odwrócić? Polemizowałabym.
pogrążył się we własnych myślach - nie spodziewałam się, że pogrążyłby się w czyichś.
Zabini natomiast widząc - przecinek przed imiesłowem. Elementarne, drogi Watsonie :').
Draco, obaj w tym siedzimy i wiesz o co mi chodzi. - przecinek przed "o co".
już przechodzisz w swój obrażony ton. - jak można przechodzić w ton?
Gryfoni i Ślizgoni od lat walczyli ze sobą niemal na każdym polu, a gdyby dowiedzieli się o zakazanej przyjaźni pomiędzy Granger i Malfoyem, na pewno łatwo by im nie odpuścili. - widły, pochodnie, te sprawy?
Odkąd poznali się w pociągu nawiązała się między nimi nić sympatii - przecinek po "pociągu", bo "odkąd" (od kiedy).
Wątpię, aby złote półmiski i lewitujące świece były stałym elementem wystroju podczas posiłków ─ wydają mi się zbyt odświętne jak na zwykłe śniadania, poza tym w książce zawsze wspominano o nich przy okazjach takich jak początek roku właśnie czy chociażby Halloween.
UsuńZgadzam się, wakacyjne zaległości można nadrobić w pociągu, ale wątpię, aby uczniowie biegali po przedziałach w poszukiwaniu dalszych znajomych, aby zamienić z nimi więcej niż słowo powitania. Dlatego ujęłam to tak, że uczta powitalna była doskonałą okazją do rozmowy z kolegami. :)
Stół nauczycielski nie był przeznaczony tylko dla nauczycieli, chociaż tak został określany w książkach - byli też przy nim inni pracownicy szkoły, również pani Pomfrey. I Filch właśnie kręcił się po sali, i w filmach, i w książce pokazane było, że zazwyczaj stał przy drzwiach, obserwując uczniów.
Nie przesadzajmy z takim wyłapywaniem szczegółów, bo nie są one naruszaniem kanonu. Mimo wszystko dziękuję za komentarz i mam nadzieję, że rozdział spodobał ci się choćby w najmniejszym stopniu.
Pozdrawiam!
"sorry, Winnetou, ale przed chwilą twierdziłaś, że dzieciaki plotkowały i nadrabiały po wakacjach" - początek drugiego akapitu brzmi "W tym roku coś się jednak zmieniło". Logicznym mi się wydaje, że skoro wspomniane zostaje, że ZAZWYCZAJ uczniowie plotkowali o wakacjach, tak skoro coś się ZMIENIŁO - rozmawiali tylko o Voldemorcie i takich tam. To samo ze zdjęciami z Proroka.
UsuńNie rozumiem, jaki problem masz z "bezkonnymi pojazdami". Skoro ciągnęły je testrale, nie widziane przez większość uczniów, hogwartczycy mogli uznać je za bezkonne. Odnoszę wrażenie, że na siłę chcesz się do czegoś przyczepić, aż dziwi mnie, że dodałaś się do obserwatorów bloga. Po co? Nie mówię, że nie popełniam błędów, robię ich mnóstwo, ale te wytykane przez ciebie w 90% są dość... wynajdywane na siłę.
Wytłumacz mi, ale naprawdę, dlaczego w tych dwóch przypadkach "szyk daje raka"?
Draco nie zamierzał korzystać z rad chłopaków, ponieważ nie uważał ich - tych rad, tak dla uściślenia - za odpowiednich. Poza tym czy ktoś tak dumny prosiłby kogokolwiek o pomoc? Nie sądzę.
Jak więc inaczej ująć "dziecięce gaworzenie" tak, aby pasowało do klimatu? Serio, nie chcę wyjść na urażoną aŁtoreczkę, ale wrażenie, że czepiasz się dla samego faktu czepiania, nasila się z każdym napisanym przez ciebie słowem.
Tak, widły, pochodnie i te sprawy. Naprawdę to takie trudne do skojarzenia, że Dracze i Hermiona nie mieliby przyjemnego życia z kolegami z domów, gdyby ci dowiedzieli się o ich przyjaźni?
A przecinki zaraz powstawiam, te kilka mi umknęło.
Tak podsumowując, w sprawie opisów błądzisz jak dziecko we mgle. Niby WS się wyróżnia pierwszego września, ale nie, bo wygląda tak samo. Niby uczniowie rozprawiają o tym, co musieli nadgonić przez wakacje, i o nauczycielu OPCM, ale tak naprawdę to hurrrdurrr, Voldek is on the rise, chowajcie żony i dzieci, nagle wszyscy siedzą z nosami w Proroku Codziennym, skąd mhrocznie łypią zdjątka śmierciożerców. Plączesz się w tym, co sama pisałaś jeszcze akapit czy pół temu, co jest niedopuszczalne, przeczysz sama sobie, a na koniec końców próbujesz budować atmosferę, żeby zdeptać ją tekstami zupełnie nie na miejscu. To zdecydowanie strefa, nad którą musisz popracować i to poważnie.
UsuńDrugą rzeczą, dla mnie niespójną, jest kreacja Notta. Mam słabość do tego fanonistycznego charakteru Teodora - opanowany, inteligentny chłopak, który nie poddaje się presji rówieśników (u ciebie objawiło się to poprzez nieużywanie słowa "szlama"). Problem w tym, że twój Nott wcale nie wydaje się opanowany. Kiedy pierwszy raz się odzywa, piszesz tak:
Nott z impetem odstawił szklankę i odwrócił się w stronę Draco, aby lepiej słyszeć. - z impetem. Chłopak rzekomo opanowany. Sam impet, z jakim odstawił tę szklankę, rzutuje mi na wydźwięk jego słów - i tych, i późniejszych. Bo nie potrafię sobie wyobrazić kogoś, kto trzaska szklanką o stół, żeby zaraz mówić łagodnie. Jego kwestie brzmią napastliwie, szczególnie, jeżeli zaraz dodasz coś takiego:
rzekł Teodor z nutą niezadowolenia w głosie, na co Draco zareagował uniesieniem brwi. ─ No co? Jeżeli nie chcesz NAM powiedzieć, co się dzieje, nie skupiaj na sobie niepotrzebnej uwagi Dumbledore'a. Wiesz, że zrobi wszystko dla swojego kochanego Pottusia, a na pewno będzie chciał wiedzieć, co mu się stało. - napastliwość, poirytowanie i obnoszenie się brakiem sympatii odnośnie Pottera potwornie gryzie mi się z wizerunkiem osoby rzekomo opanowanej (aczkolwiek jak najbardziej rozumiem fakt, że martwi się o przyjaciela - mimo wszystko mi to nie pasuje).
Późniejsze zastępowanie Draconowi drogi to też dość śmiałe posunięcie (acz uważam, że akceptowalne, biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej obaj się znajdują). Problem widzę też w doborze słownictwa Teodora - wysławia się nad wyraz potocznie. "Pottusia" grzecznie przemilczę, natomiast "gęby na kłódkę" już nie - używane przez ciebie wyrazy JAK NAJBARDZIEJ mają wpływ na odbiór tekstu przez czytelnika, na wydźwięk zdań i, w tym przypadku, przyczyniają się do wyobrażenia sobie tonu, z jakim postać wymawia takie słowa. I niby owszem, jakby przyznajesz, że Nott ma poirytowany ton parokrotnie, ale serio, znowu dosłownie akapit wyżej streszczasz charakter Notta i piszesz o tym, że jest najbardziej opanowanym człowiekiem eva. Nojagtotag.
UsuńMuszę też wspomnieć o flashbacku - rozumiem, to jest romans, Dramione, trudno napisać taki tekst bez popadania w górnolotne wyrażenia, pretensjonalizm i poetyckość. Tyle że takie właśnie problemy zwykle (i u ciebie) kumulują się właśnie we flashbackach. Nie pokazujesz nam tutaj zwykłej codzienności, realnego życia, a przerysowaną, wzniosłą wersję rzeczywistości (oczywiście nie bronię - postacie mogą mieć predyspozycje do idealizowania i stawiania na piedestał, aczkolwiek nie sądzę, że jest to kreacja celowa i już szczególnie nie przy postaci takiej jak Draco). Wersję rzeczywistości, w której mamy chwytającą postać za serce ckliwą scenkę i do bólu stereotypowy tekst, który przyprawił mnie o grymas na twarzy. Rozumiem, że Draco tam jest młody, ale rzucenie tekstem "Ja bym cię nigdy nie skrzywdził!!1oneone" kojarzy mi się jedynie z odpychającymi typasami. Cały flashback z jednej strony, imho, ratuje tylko to, że Draco pozwolił sobie na wtrącenie tekstów (o smarkach, przykładowo), które jakby mają za zadanie podkreślić, że on nie chce, żeby te wspomnienia na niego jakkolwiek wpływały, a szczególnie w sposób, w który mimo wszystko wpływają. Z drugiej strony i tak nie tworzy to dla mnie spójnej całości, zdecydowanie w tym fragmencie są rzeczy, które mi nie leżą, przez co (chociaż próbowałam znaleźć tam plusa) i tak musiałam sobie ciężko westchnąć.
Za plusy biorę to, że jednak nie robisz z Draco typowego cwaniaczka z tysięcy identycznych Dramione. Podarowałaś nam stereotypowego myślenia pod tytułem "Co to nie ja, małym paluszkiem poradzę sobie z zabiciem jednego z najpotężniejszych czarodziejów świata, tylko paczajcie", co lepiej świadczy o tekście. W końcu pozerstwo Draco w kanonie było jedynie fasadą, murem chroniącym go przed wzrokiem nieodpowiednich ludzi, a wewnątrz Malfoy zapadał się w sobie i miażdżył go ciężar powierzonego mu zadania. To ci wyszło dość ładnie, chociaż jak na razie zdeczka jednowymiarowo (no ale to dopiero pierwszy rozdział, więc też jakoś szczególnie narzekać nie mam prawa).
"Wątpię, aby złote półmiski i lewitujące świece były stałym elementem wystroju podczas posiłków ─ wydają mi się zbyt odświętne jak na zwykłe śniadania, poza tym w książce zawsze wspominano o nich przy okazjach takich jak początek roku właśnie czy chociażby Halloween." - były opisywane zawsze, nie tylko podczas bardziej odświętnych wydarzeń.
Usuń"Logicznym mi się wydaje, że skoro wspomniane zostaje, że ZAZWYCZAJ uczniowie plotkowali o wakacjach, tak skoro coś się ZMIENIŁO - rozmawiali tylko o Voldemorcie i takich tam." - owszem, aczkolwiek w tekście sama sobie przeczysz: "Nikt tego dnia nie odczuwał, że czeka go pełen nauki rok, wszyscy skupiali się na jak najszybszym porozmawianiu z dawno niewidzianymi znajomymi albo dyskutowaniu o potencjalnych kandydatach na stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią."
"Nie rozumiem, jaki problem masz z "bezkonnymi pojazdami". Skoro ciągnęły je testrale, nie widziane przez większość uczniów, hogwartczycy mogli uznać je za bezkonne. Odnoszę wrażenie, że na siłę chcesz się do czegoś przyczepić, aż dziwi mnie, że dodałaś się do obserwatorów bloga. Po co? Nie mówię, że nie popełniam błędów, robię ich mnóstwo, ale te wytykane przez ciebie w 90% są dość... wynajdywane na siłę." - mój problem leży w tym, że niezgrabnie to ujęłaś, a narracją nie możesz się zasłaniać, bo jest trzecioosobowa. Nie czepiam się na siłę, jestem człowiekiem, który zwraca uwagę na schludność i ład panujący w tekście, a jak coś zgrzyta, to wskazuję, bo może autor chciałby coś poprawić. A do obserwowanych dodałam, bo... chcę czytać? Nie mam prawa? Sorry, ale brzmisz tak, jakby czytelnik nie miał prawa wskazać ci ewidentnych potknięć i równocześnie nie zrazić się do tekstu na tyle, by nie chcieć go dalej czytać. Zluzuj, siostro. Bo chyba sobie myślisz, że ja tutaj przyszłam się nad tobą pastwić, czy coś.
"Wytłumacz mi, ale naprawdę, dlaczego w tych dwóch przypadkach "szyk daje raka"?" - daje raka, bo jest nienaturalny. Jeżeli chciałabyś stylizować tekst szykiem i wyrazami archaicznymi, to spoko. Ale twoja narracja jest potoczna do bólu i taki szyk do niej nie pasuje. Nie mówi się "Adam miły był" tylko "Adam był miły", co nie? Również dość elementarne.
"Draco nie zamierzał korzystać z rad chłopaków, ponieważ nie uważał ich - tych rad, tak dla uściślenia - za odpowiednich. " - nie piję do korzystania z rad, ale do tego, że twierdził, że doskonale wie, co ma zrobić i jak się zachowywać.
"Jak więc inaczej ująć "dziecięce gaworzenie" tak, aby pasowało do klimatu? Serio, nie chcę wyjść na urażoną aŁtoreczkę, ale wrażenie, że czepiasz się dla samego faktu czepiania, nasila się z każdym napisanym przez ciebie słowem." - może nie chcesz wyjść, ale troszku wychodzisz, niestety. Nie musisz dziecięcego gaworzenia inaczej ujmować, tak trudno byłoby wymyślić coś, co lepiej pasowałoby do wydźwięku opisywanych rzeczy (bo piszesz, hurdur, zły Voldzio, tyle konsekwencji, tyle zuych rzeczuw siem przytrafiło, a zaraz wyskakujesz, że wielki, zły śmierciożerca czasem mówi gugu gaga - jak mam to sobie wyobrazić i nie parsknąć śmiechem? Serio, o taki efekt ci chodziło?), a nie zostawiać w tekście coś wątpliwej jakości? Nie jestem od tego, żeby za ciebie pisać twój tekst, no błagam, bo mi macki odpadną. Tylko wskazuję, co mnie, jako czytelnikowi, nie pasuje, gdzie widzę w tekście problemy, a ty tryskasz śliną :/.
"Naprawdę to takie trudne do skojarzenia, że Dracze i Hermiona nie mieliby przyjemnego życia z kolegami z domów, gdyby ci dowiedzieli się o ich przyjaźni?" - ach, bo wszyscy uczniowie Slytherinu i Gryffindoru są identyczni, wszyscy się przejmują idiotycznymi podziałami grupowymi, zachowywaniem pozorów, nikt, kompletnie nikt nie ma wylane na to, co robią inni, nikt nie ma swoich spraw i swoich problemów... No taaak, to też takie trudne do skojarzenia? Generalizujesz gigantyczną grupę uczniów. Eeech...
A, no i to: "Zgadzam się, wakacyjne zaległości można nadrobić w pociągu, ale wątpię, aby uczniowie biegali po przedziałach w poszukiwaniu dalszych znajomych, aby zamienić z nimi więcej niż słowo powitania." - a ja wątpię, że uczniowie siedzieli by w bezruchu przez x godzin (pociąg odjeżdżał rano, a do Hogwartu docierali wieczorem!). Szukanie przyjaciół byłoby jak najbardziej oke powodem do rozprostowania nóg ;').
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie mam ci za złe wytykania błędów, bo jednak poświęcasz swój czas na wypisanie ich w komentarzach, ale sposób, w jaki to robisz... Bije po oczach Mackalnią i jej wymuszoną złośliwością. Pisząc rozdziały, staram się jak mogę, aby wyłapać możliwie najwięcej błędów i ich nie popełniać, wdzięczna jestem każdemu, kto później mówi mi o tych, które przegapiłam, ale może dałoby się robić to bez zbędnej uszczypliwości, "raków szyku", "wyrażeń z dupy" i takich tam? Byłoby miło.
UsuńZaraz biorę się za poprawianie i mimo wszystko - dziękuję.
Za bardzo wzięłaś to do siebie. Przecież szyk to nie jest jakaś tam skreślająca tekst z samej góry rzecz (no chyba że autor przedobrza i to poważnie), a samo "daje raka" pisałam żartobliwie. Nie pisałam też nic o "wyrażeniach z dupy", "dupą" zarzuciłam przy "czarnej dupie nędzy", co przecież w ogóle się do tekstu nie odnosiło, to tylko był mój sposób na ujęcie, że Malfoy nie znajdował się w za ciekawej sytuacji. Nie wiem, więcej emotek wstawiać?
UsuńDobra, bo widzę, że niepotrzebnie w to brniemy, a nie chcę rozkręcać bezsensownych dyskusji, skoro temat błędów w tym rozdziale jest już zakończony...
UsuńBłędy zostały wytknięte więc nie będę się tutaj już czepiać. Powiem Ci za to że podoba mi się jak wyraźnie zaznaczasz wcięcia w tekście czy przy akapitach czy przy dialogach, bo widziałam wieeele blogów gdzie strasznie tego brakowało, a tak tekst wydaje się bardziej czytelny i estetyczny. I wgl poza paroma zdaniami których budowa mi się nie podobała masz fajny styl pisania. I to że nie robisz z Dracona miękkiej fryty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Porzeczkowy Sorbet
"Zadanie, jakie przed nim postawiono było niewykonalne" - przecinek po "postawiono".
OdpowiedzUsuń"każdy, kto brał udział w tamtej misji został odpowiednio ukarany" - przecinek po "misji"
"Zwłaszcza ze ona kumplowała" - przecinek przed "że", no i kropka nad "z". :P
"Odkąd poznali się w pociągu nawiązała się między nimi nić sympatii" - przecinek przed "nawiązała"
Wybacz, mój komentarz będzie krótki, bo rozdział z przerwami czytałam pół dnia - non stop ktoś coś ode mnie dziś chciał... No a teraz jest już późna pora, a ja lubię się wysypiać przed pracą. Zatem...
Mam przede wszystkim nadzieję, że nie uraziłam Cię wypisaniem tych kilku drobnych błędów. W zasadzie ten rozdział jest idealnie napisany pod względem stylistycznym i interpunkcyjnym, jednak wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i zdarza nam się zgubić literkę, przecinek czy inny ogonek.
Podoba mi się, że tak ładnie wplatasz swój pomysł na alternatywną historię w to, co już zostało stworzone. Widać, że masz to dokładnie przemyślane, albo jesteś mistrzynią improwizacji.
Najlepsze jest to, że, choć książki czytałam całe wieku temu, nie zapamiętałam postaci Notta. Bardzo nad tym ubolewam, bo właśnie uświadomiłam sobie, że mój Draco nie ma przyjaciela. :(
No dobra. Naprawdę nie mam dziś już głowy do pisania. Czekam niecierpliwie na rozwój wydarzeń, mam nadzieję, że z czasem nie skupisz się wyłącznie na romansie, bo bardzo podobają mi się przedstawione przez Ciebie rozterki Draco związane z jego misją. Właśnie czegoś takiego pragnę! Historii z kanonu przedstawionej z innej perspektywy, np Dracusia. :3 Mrrrau. Dziękuję Ci, że mogę to czytać. :)
Pozdrawiam cieplutko!
PS. U mnie również pojawił się rozdział 1.
Tak jak obiecałam jestem i komentuję ;)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo fajny :) Podoba mi się sposób w jaki kreujesz Draco. Lubię taką jego mroczną stronę. Tajemniczy, nieprzewidywalny i mega intrygujący *.*
Cieszę się, że ten pierwszy rozdział w gruncie rzeczy skupia się na Ślizgonach. W wielu fanfikach brakuje opisów ich relacji. Ty postawiłaś na oryginalność i to bardzo się liczy :) Wyrazisty Teodor to coś nowego i bardzo mi się podoba. Blaise - trochę śmieszek, trochę poważny. Cóż w jego przypadku trudno o złoty środek, ale oczywiście nie mam Ci tego za złe. Zobaczymy co będzie dalej ;)
Wspomnienie zabawne, szczególnie akcja z chusteczką :)
Rozdział jak najbardziej na plus i nie przejmuj się krytycznymi komentarzami. Masz pomysł na historię, więc pisz, pisz i jeszcze raz pisz! :)
Oczywiście życzę weny i czekam na dalszy ciąg
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Jeśli lubisz tłumaczenia to zapraszam na moje tłumaczenia dramione:
http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Cześć. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak sobie poradzisz z akcją, którą zapowiadasz prologiem i rozdziałem pierwszym. Nigdy nie jestem na "nie" dla żadnego pairingu, o ile jest ładnie poprowadzony. U Ciebie zapowiada się to bardzo dobrze, dlatego wiążę z Twoim opkiem wielkie nadzieje. :D
Jestem też ciekawa, jak rozwiążesz kwestię wplecenia akcji z Twojego opowiadania w kanoniczne wydarzenia.
Ładnie nakreślasz relacje pomiędzy bohaterami i zwracasz uwagę też na tło wydarzeń oraz ludzi z otoczenia Dracona.
Czekam na więcej!
Pozdrawiam,
mózg
"[...]a plaster pieczeni wieprzowej przestał smakowicie parować jakieś pięć minut temu." - aż zgłodniałam :D
OdpowiedzUsuń